’i-padzik’ i my – o mediach elektronicznych w życiu naszych dzieci

W przedszkolu pięcioletni Jaś, wyraźnie spięty, podchodzi do nauczycielki i opowiada jak dziś w nocy obudził się i poszedł grać na i-padzie taty.  Czuje, że coś jest nie tak. Tym bardziej, że już kiedyś został przyłapany na nocnym graniu i rodzice nie byli zachwyceni. Mimo to, sytuacja się powtarza. Dziecko czuje dyskomfort, ale pokusa jest zbyt wielka. Czy to coś złego? Czy grozi czymś więcej niż niewyspaniem?

W końcu nie jest to żadna „gra – strzelanka”, ale jedna z wielu, reklamowanych jako bardzo rozwojowe, gier dla dzieci. Rodzice w dobrej wierze dają się dziecku pobawić. Gra najpewniej faktycznie coś rozwija – wyobraźnię przestrzenną, szybkość reakcji, ale czy lepiej niż zabawy w świecie rzeczywistym? Dziecko, które bawi się w „realu” w towarzystwie innych dzieci przy okazji ćwiczy umiejętności nawiązywania relacji, współpracy w grupie,  komunikacji itd. Jeśli właśnie z powodu hasła „edukacyjny” decydujemy się na elektroniczne gadżety, to musimy się przyjrzeć czego tak naprawdę uczą. Zdarza się, że przy okazji rozwijają umiejętności o których nie było w reklamie i które nie są przez nas pożądane. Dzieci nadużywające mediów elektronicznych m.in. stają się nadpobudliwe, mają problemy z koncentracją, mniej ruchu, częściej problemy z otyłością, brakiem snu. Mają mniej czasu na ćwiczenie umiejętności społecznych, nawiązywanie i pogłębianie związków z rówieśnikamia i z rodzicami. Długofalowym skutkiem może być uzależnienie. Polska to ponoć trzeci po Hiszpanii i Rumunii kraj w Europie z największą liczbą zagrożonych siecioholizmem nastolatków. Im młodszy człowiek, tym mniej odporny na zagrożenia i tym większej pomocy potrzebuje od dorosłych opiekunów w poznawaniu wirtualnego świata.
Media elektroniczne na dobre zagościły w naszym życiu. Nie unikniemy ich i nie o to chodzi. Ale warto jako rodzic mieć świadomość do czego ich nadużywanie  może prowadzić. Dlaczego piszę o nadużywaniu? Może nasze dzieci, oglądają dziś youtouba jak my kiedyś „Czterech pancernych i psa” czy „Cudowne lata”? Oczywiście, teraz jest inaczej. Świat naszych pociech przepełniony jest ekranami już niemal od urodzenia,  nie tylko w dużym pokoju na kanapie i tylko do 20.00.
Znam dzieci, które siedzą na nocniku z i-padem w rączce i takie, których czas mycia zębów odmierza bajka. Posiłki przy migających obrazkach to norma wielu rodzin, słyszałam też o przedszkolu, w którym wykorzystano tę samą pomoc, aby dzieci się najadały, bo inaczej „nie mogą usiedzieć na miejscu”.  Spotkałam też granie w grę na telefonie taty w czasie spaceru po parku – bo dziecko się nudzi. W podróży dajemy telefon, żeby sobie pograły i nie pytały „daleko jeszcze?” Nie są tu i teraz, Uczniowie porównują swoje smartfony itd.

Kiedy mieliśmy w naszym przedszkolu temat „komputer” okazało się, że prawie wszystkie dzieci w jakiś sposób z niego korzystają. Przynosiły swoje zabawkowe komputery i i-pady. Pokazywały jak używają tych sprzętów. Ciekawe było obserwowanie ich przed monitorami. Zwykle rozgadana, ruchliwa grupa dzieci przed ekranem zamiera. Patrzą w migające obrazki i jest cisza…

Rzeczywiście spokój jaki zyskujemy dzięki elektronicznym nianiom są bezcenne. Nikt nas wreszcie nie ciągnie za rękę, nie marudzi „pobaw się ze mną”, nie kłóci się z bratem czy siostrą, nie narzeka, że inni w klasie to mają swój komputer / profil na facebooku itd.,  a ja nie!  Możemy odpocząć, ugotować, popracować…

Nie jestem za odizolowaniem dziecka od mediów, ale solidna dawka zdrowego rozsądku wydaje się konieczna. Bez stałej uważności łatwo w codziennym zagonieniu, wśród tylu ofert zgodzić się na kolejne gadżety dla świętego spokoju, a potem nieprzyjemnie się ocknąć. To my rodzice musimy uczyć nasze dzieci korzystania z mediów w sposób umiarkowany, towarzyszyć im w tym procesie, ustalać co w danym wieku jest odpowiednie, a co nie.

Nie bójmy się, że pozbawienie naszych dzieci grania w gry komputerowe czy oglądania telewizji negatywnie wpłynie na ich kontakty społeczne. Badania np. z Nowej Zelandii dowodzą czegoś zupełnie przeciwnego. Im dłuższy czas spędzany przed ekranem tym słabsze więzi z rodzicami i przyjaciółmi. Dodatkowo „wyniki badań współczesnej neurobiologii potwierdzają, że najlepszy trening dla mózgu, to trening fizyczny”. Niech ruszają się, biegają, skaczą, doświadczają świata, będą tu i teraz, zamiast odłączać się od rzeczywistości. Grajmy z nimi w planszówki, czytajmy razem książki, chodźmy na wycieczki, rozmawiajmy, gotujmy, a telewizor, internet itp. niech będą rozsądnie dawkowaną rozrywką, pomocą w nauce, narzędziem, z którego korzystają wiedząc jak i po co.

Temat jest tak szeroki, że nie sposób tu zawrzeć nawet wszystkich haseł, zatem tym, którzy chcieliby dowiedzieć się więcej polecam zanurzenie się w lekturze. Ciekawie, szeroko i naukowo temat poruszony jest w książkach: „Płytki umysł. Jak Internet wpływa na nasz mózg” Nicolasa Carra, „Cyfrowa demencja” Manferda Spitzera, „iMózg” Gary’ego Smalla i Gigi Vorgan. „e-Migranci” Susan Maushart to opowieść dziennikarki, która na pół roku odcięła się wraz z 3 dzieci od internetu, smartfona i telewizji. Opowiada o skutkach eksperymentu i o tym jak przejąć kontrolę nad mediami, czego sobie i Wam życzę.

Co Wy na to? Wiem, że tam jesteście. Elektroniczny szpieg statystyk wyświetla rosnącą liczbę czytelników. Przy okazji pozdrawiam wszystkich Was z różnych stron świata: z Polski, Stanów Zjednoczonych,  Niemiec, Wielkiej Brytanii, Francji, Austrii, Kanady, Słowacji, Holandii, Rosji. Cieszę się, że jesteście gdzieś tam w sieci i chętnie z niej korzystam, aby do Was dotrzeć.

Do usłyszenia!

Historie prawdziwe, imiona oczywiście zmienione.
Zdjęcie na górze strony z filmu „Sala samobójców” Jana Komasy.
Bibliografia: książki wymienione powyżej.